Poezja

Tadeusz Zawadowski
Tadeusz Zawadowski
miasto: Zduńska Wola rocznik: 1956-12-09

TADEUSZ ZAWADOWSKI ? poeta, redaktor, krytyk literacki; urodził się 9. 12. 1956 r. w Łodzi, od 1981 roku mieszka w Zduńskiej Woli, gdzie współtworzył Klub Literacki ?TOPOLA? oraz Klub Twórczej Pracy ?BEZ AUREOLI? . Laureat ponad 200 międzynarodowych i ogólnopolskich konkursów literackich. W 1997r. Niezależna Fundacja Popierania Kultury Polskiej POLCUL FOUNDATION w Sydney (w kapitule zasiadali m.in. Jerzy Giedroyć, Gustaw Herling ? Grudziński. Jan Nowak ? Jeziorański) uhonorowała go nagrodą za działalność kulturotwórczą. W roku 2014 przyznano mu Nagrodę Literacką Ianicius imienia Klemensa Janickiego, a w 2015 Nagrodę Ekspresjonistyczną Feniks im. Tadeusza Micińskiego oraz Super Cysiora za całokształt twórczości literackiej. Jest autorem ponad 1200 publikacji w ogólnopolskiej, emigracyjnej i zagranicznej prasie literackiej. Swoje wiersze i teksty krytyczne publikował w ponad dwustu antologiach literackich. Były tłumaczone na języki: rosyjski, łotewski, chorwacki, bośniacki, serbski, słoweński, grecki i angielski. Wydał 15 tomików poetyckich, w tym ostatnio: Kiedyś (2014) ? Nagroda Literacka im. Ryszarda Milczewskiego ? Bruno i wyróżnienie XXXVII Międzynarodowego Listopada Poetyckiego oraz Mrówka (2017).


TO CO UTRACONE

tak naprawdę pozostaje w nas tylko to co utracone. ślad
po bitwie na kije. urwany guzik od dziecięcej marynarki
szukany godzinami. pierwsza komunia która może się równać
tylko z ostatnią. wszystko pozostałe może się jeszcze wydarzyć.
to co utracone rośnie w nas jak góra. daremnie
szukamy właściwego szlaku aby
dostać się na jej szczyt bowiem wszystkie już dawno

rozmyły się we mgle.





NIE MÓW MI O JUTRZE

nie mów mi o jutrze. to taka umowna data
wymyślona na potrzeby chwili. wciąż trwa dzisiaj. jeszcze
ciągle mogę nie oglądać telewizji i liczyć spadające
z drzew liście. mam czas do zimy czyli kilka miesięcy.
później mogą odłączyć prąd. elektroencefalogram pokaże prostą
po której należy przebiec na drugą stronę.

a co jeśli jutra nie będzie i pozostanę z wielkim znakiem zapytania
z wiecznie otwartymi z przerażenia ustami? teraz mów do mnie jeszcze
oczyma dotykiem dłoni muśnięciem włosów po policzku. słowa tetmajera
mieszają się z kroplami potu na czole. coraz bliżej
do zimy. liście przykryje biała niepamięć w którą
skryją się razem z moją mrówką. noszę ją w sercu
jak talizman chroniący mnie przed sobą.

o północy zatrzymał się zegar i nie wiem po której jestem stronie





GŁUPIA ZOŚKA

za dnia całymi godzinami błąkała się po lesie
przyglądając się rui dzikich zwierząt. wieczorami
ssała aż do bólu swój prawy kciuk wyobrażając sobie
że robi to z każdym chłopem we wsi. przeklinała po kolei
ich kobiety za swoją samotność. w środku nocy znowu
wychodziła w białej koszuli do lasu i kochała się ze wszystkimi
drzewami. rano znajdowano ją nagą pomiędzy wybujałymi

świerkami opodal chaty.





OPUSZCZONE PERONY

pamięci Edka Popławskiego

siedzę w pociągu linii coraz bardziej pospiesznej. za oknem
ucieka dzieciństwo i młodość. na najbliższym peronie
czekają już młodzi zbuntowani poeci którzy jeszcze wierzą
że zdołają przewrócić świat na nice. bawią się
słowami jak małe dzieci ołowianymi żołnierzykami.
kilka dni temu na nieznanej stacji wysiadł mój przyjaciel
z plecakiem pełnym nienapisanych tomików. patrzyłem
jak jego cień stopniowo zacierał się na peronie.
chciałem pobiec za nim ale w ostatniej chwili
ktoś mnie zatrzymał. powiedział

że moja stacja jest następna.





WYSPA

całą noc śniłem że już się nigdy nie obudzę. we śnie
leżałem na wyspie gdzieś pośrodku rzeki wypływającej
z zakamarków dzieciństwa. podchodzili ludzie i pytali
o moje sny. zdejmowali barwy z drzew i kwiatów
i wkładali do ich wnętrza. we włosach tańczyły im
rude wiewiórki a w bruzdach zmarszczek mieszkali
mali chłopcy z którymi bawiłem się w wojnę. tak bardzo
nie chciałem wyjść z tego snu. po przebudzeniu

nie było ani wyspy ani rzeki ani nawet mnie.





DOM Z MGŁY

gdybym umiał zbudować dom dla ptaków pewnie bym
w nim zamieszkał. to niby takie proste. kilka deseczek gwoździ
i jest dom. żadnych telewizorów i gazet z wiadomościami
o kolejnych trzęsieniach świata. żadnych spikerów
mówiących co i dlaczego mam robić.

gdybym umiał zbudować dom dla ptaków zawiesiłbym go
w moim ogrodzie na gałęzi nieistniejącego już orzecha
i stałbym się jak on poza zasięgiem ludzkiego wzroku. odporny
na uderzenia jak mgła co się ścieli nad ranem. wierzyłbym
w niebo tak bliskie że na wyciągnięcie ramion.

gdybym był ptakiem zbudowałbym dom z mgły





DWA BRZEGI

pragnę przekroczyć rzekę jednak nie potrafię
zbudować mostu spinającego jej oba brzegi. a może jest
już za późno aby cokolwiek łączyć skoro wszystko dawno
podzielone. ludzie zwierzęta i rzeczy na nasze wasze
i niczyje. wpatruję się w wodę i ciągle nie umiem
rozróżnić która fala z którego dopływu
zmieszały się w jedno. zanurzam dłonie i zaczynam
rozumieć że rzeka nie rozdziela brzegów ale jest

mostem który je łączy





jaskinia

wyszedłem z jaskini ale na zewnątrz nie było już ludzi. pozostały tylko
na ścianach ich cienie. porozrzucane ogryzki idei. wszystko
okazało się nieprawdą. marzenia o wolności kolejnym niespełnionym
snem. błąkałem się po ulicach przepełnionych pustymi
hasłami niczym po olbrzymiej szatni pomiędzy porozwieszanymi
płaszczami i kurtkami. szukałem pośród nich choćby śladu
ludzkiego zapachu ale odnaleziony przypominał bardziej
zwierzęcy. olbrzymi megafon wzywał do akcji nieposłuszeństwa. drugi
formował szyki uzbrojonych robotów. wróciłem do jaskini i nazwałem ją

domem.