Technolog żywności, pedagog specjalny, hipoterapeuta. Członek Stowarzyszenia Sochaczewskie Wieczory Literackie "Atut". Autorka tomiku poezji "Dwoistość natury" i powieści psychologicznej "Nostalgia". Wielokrotnie nagradzana w konkursach poetyckich. Wiersze publikowała w Helikopterze. Niepoprawna optymistka, kocha konie, taniec w deszczu i zapach jasminu.
Zbrodnie
morderstwa w naszej rodzinie
były na porządku dziennym i nocnym
życie wyłącznie śmiercią mogło się przysłużyć
po podwórku skakał kogut bez głowy
z szyi podciętej kaczki uchodziła krew
haki dźwigały rozprutą świnię
w bali stygły wnętrzności cielaka
i tak ojciec oddzielał życie od śmierci
a śmierć nazywał mięsem
i widział, że było dobre
I
przy użyciu łopaty ojciec posadził jabłonki
wysypał piach pod fundamenty domu
odesłał naszego Miśka do psiego raju
kiedyś zabrał go na spacer
wierny pies nie odstępował pana na krok
leżał przy nim gdy ten kopał głęboki dół
nie uchylił głowy nawet wtedy gdy cień łopaty
całkowicie odciął dopływ światła
potem ojciec przyniósł małego szczeniaka
i oczekiwał, że się ucieszę
Kary
ojciec karał nas
za błędy nasze naszych sąsiadów
za zbieg okoliczności poczucie humoru
za niezrozumienie polecenia lub zrozumienie czegoś
co dla dziecka winno być niezrozumiałe
za pomysły odwagę własne zdanie lub ich brak
za pojawienie się we właściwym lub niewłaściwym miejscu i czasie
zbita spoczywałam w starej szafie
było tam cicho i ciemno
jak to we własnym grobie
Wierność cienia
cienie przy nas od zawsze,
czasem tylko brakuje
światła w źrenicach
dusze wznoszą się ponad
ciała przenikają do wnętrza
za to cienie trwają na ziemi
plamy po ludzkim oddechu
Tak sobie myślę
gdy spoglądam za siebie
a u mych stóp dwa półcienie
Odrobina romantyzmu dla samej siebie
Cenię szczerość mych nagich oczu
ptasie ślady na skroniach,
prowadzące do gniazd uwitych we włosach
Uśmiechnięta twarz z lustra
jako pierwsza czuje twórczy zapach
każdej kiełkującej myśli
Gdy bezbronnemu chrząszczowi
świat nagle zatrzyma się na głowie
Ostrożnie postawię go na nogi
Mieszka we mnie mała dziewczynka
o policzkach zarumienionych zapałem
której nigdy nie pozwolę dorosnąć
Z przyjemnością wsiąkam w trawę
stając się źdźbłem zakorzenionym,
co nie musi gnać jak te pod niebem chmury
Przy muzykujących na szybie kroplach
w pajęczynie wrzosowych objęć
dusza zjednoczona z poezją
Kropla
poruszona śpiewem motyli pośród wzgórz
obciążona marnością wypowiadanych słów
niepewnie wynurza się spod bezradnej powieki
jeszcze blaskiem lustrzanym zaświeci
zanim wiatr wystrzeli ją ze swej procy
Z ciekawością zamglonego świtu
rozbawiona ześlizguje się z wolna po liściu
co w pokłonach zawęża przyjazną podłogę
Kropla dociera do brzegu, zwisa na jednej dłoni
i tylko z braku skrzydeł wpada do kałuży
tonąca nakreśla pierścienie istnienia
coraz większe i większe aż scalą niebo i ziemię
żeby choć jeszcze zachłysnąć się powietrzem
w mgnieniu nieobecnego oka miesza się z mułem
cały świat zamknął się w tej jednej małej kropelce
podeptanej drwiącym kaloszem