Publicystyka

Paulina Markowska
Paulina Markowska
miasto: Warszawa rocznik: 1997-05-10

Od poniedziałku do piątku uczę języka polskiego w szkole podstawowej, a w soboty studiuję Filologię polską na Uniwersytecie Warszawskim (niedługo zostanę magistrem). Uzależniłam się od Netflixa, ale powoli wracam do regularnego czytania książek. Słucham dużo muzyki w najróżniejszych gatunkach, ale co dla mnie najważniejsze - śpiewam w chórze, a każda próba pozwala mi choć na dwie godziny zapomnieć o otaczającej mnie rzeczywistości. Właśnie tym jest dla mnie film, muzyka, literatura, czyli kultura - odsunięciem się od świata, by oddać się temu, co ten świat upiększa.


1983

1983”, CZYLI PRAWDA W ŚWIECIE KŁAMSTWA

 

Pierwszy polski oryginalny serial na Netflixie. Serial stworzyła sama Agnieszka Holland, a w głównych rolach przewijają się równie znane nazwiska: Wichłacz, Musiał, Więckiewicz, Chyra, Olszówka. Mamy tylko osiem odcinków, a podczas ostatniego można było usłyszeć mój jedyny jak do tej pory komentarz, który brzmi: Serio? 

 

Od razu z góry szczerze wszystkich uprzedzam: nie lubię opowiadać o fabule. Taki spoiler nie jest niczym dobrym. Wolę pisać o swoich emocjach po obejrzeniu filmu czy przeczytaniu książki, bo właśnie taka jest według mnie najważniejsza funkcja wszelkich tworów kultury. Mają one poruszać swojego odbiorcę. Jeśli tego nie robią, schodzą po prostu na dalszy plan. O takich tytułach się nie pamięta ani do nich nie wraca. Ale kiedy na przykład po obejrzeniu filmu nie potrafisz przestać o nim myśleć, to znak, że trafiłeś na perełkę wśród kulturowego oceanu.

Czekałam na 1983, bo po prostu chciałam zobaczyć, co ci Polacy znowu wymyślili. Zwiastun mnie zaintrygował. Alternatywna historia, czyli co by było, gdyby żelazna kurtyna nie upadła? Gdyby milicja stanowiła codzienność na ulicach, a rządzący sprawdzali każdy nasz ruch? Nie będę ukrywać, że serial trzyma w napięciu. Zwłaszcza że wszystko zostało zrealizowane w bardzo stonowanych barwach, co sprawia wrażenie pewnego mroku i tajemnicy. Osiem godzinnych odcinków oglądałam w dwa dni. Gdyby nie praca i studia – wystarczyłby tylko jeden. Serial naprawdę trzyma w napięciu i wszystko wydaje się tam bardzo przemyślane: stroje, muzyka, krajobrazy. Pod tym względem 1983 dopracowano w każdym możliwym detalu. A ostatni odcinek? Niby ma wszystko wyjaśnić, a odnoszę wrażenie, że jeszcze bardziej wszystko komplikuje. I naprawdę – kiedy pojawiły się napisy, w mojej głowie zaświtała myśl: „Moment. Co to miało być? To już koniec?”. Może to otwarte zakończenie jest pretekstem do stworzenia drugiego sezonu, który, wierzę mocno, że powstanie i skomplikuje całą historię bohaterów jeszcze bardziej. Nie przypuszczałabym, że polscy twórcy potrafią nakręcić taki serial, który wbije mnie w fotel. Nie ma wstydu. Jest duma. Serial uważam za fantastyczny debiut Polaków na Netflixie.

 

Nie wiem tylko, od kogo Maciej Musiał nauczył się aktorstwa. Może to kwestia studiów, a może wrodzonego talentu. Po jego wcześniejszych poczynaniach aktorskich nie spodziewałam się tak dobrze skonstruowanej roli młodego chłopaka, który poszukuje prawdy; który zaczyna powoli wątpić w cały panujący w kraju system. Bohater jako student prawa ma ten niesamowity zmysł i wie, że coś jest na rzeczy. Zmarli zmartwychwstają, żywi umierają. Dosłownie i w przenośni. Najważniejszym słowem w serialu jest prawda. To o niej mówi się już od pierwszego odcinka i to na niej kończy się ostatni. Jednak szczerze mówiąc, twórcy pozostawiają nas z większą liczbą pytań niż odpowiedzi. Bohater grany przez Musiała przechodzi niesamowitą przemianę. Myślę, że wybór aktora do tej roli był strzałem w dziesiątkę.

Jedno mnie tylko dręczy w tym serialu. Polacy mają tendencję do ukazywania swojego narodu jako tego uciśnionego, który musi walczyć o wolność. W 1983 buntują się młodzi, a ci starsi zgodnie twierdzą, że ten niesamowity i momentami godny podziwu wysiłek pójdzie na marne. Nie wiadomo czemu (a może wiadomo?) nasuwa mi się skojarzenie z Powstaniem Warszawskim. Czy nadal nie rozliczyliśmy się z historią, która według serialu zatacza koło? Młodzi w 2003 roku walczą tak samo (różnią się tylko metody), jak ci w 1944 roku. Wszystko nadal rozgrywa się na warszawskich ulicach, a cała sprawa ma charakter wręcz międzynarodowy. Co prawda produkcja jest uznawana za serial sensacyjny, thriller czy historię alternatywną, ale można w niej wyczuć odniesienia do tego, co było i co jest. Nie do końca jestem przekonana, czy taki ruch to konieczność, choć z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że wtedy akcja potoczyłaby się całkowicie inaczej. Młodzi stanowią trzon tej opowieści. To oni tworzą historię i aktualizują przeszłość, która wymaga poprawek, bo, jak się okazuje, nic nie jest takie jak w wyobrażeniu ludzi.

 

Moja ocena? 9,5 na 10. To bez wątpienia jedna z najlepszych produkcji, jaką obejrzałam na Netflixie.