Publicystyka

Paulina Markowska
Paulina Markowska
miasto: Warszawa rocznik: 1997-05-10

Od poniedziałku do piątku uczę języka polskiego w szkole podstawowej, a w soboty studiuję Filologię polską na Uniwersytecie Warszawskim (niedługo zostanę magistrem). Uzależniłam się od Netflixa, ale powoli wracam do regularnego czytania książek. Słucham dużo muzyki w najróżniejszych gatunkach, ale co dla mnie najważniejsze - śpiewam w chórze, a każda próba pozwala mi choć na dwie godziny zapomnieć o otaczającej mnie rzeczywistości. Właśnie tym jest dla mnie film, muzyka, literatura, czyli kultura - odsunięciem się od świata, by oddać się temu, co ten świat upiększa.


Mam na imię Lucy

Lucy – mieszkanka Nowego Yorku, pisarka, żona i matka – trafia do szpitala. Pobyt z dala od domu i odwiedziny matki stają się okazją do rozliczenia z przeszłością.

 

PROSTA HISTORIA I PROSTE PYTANIE

Odwiedziny matki w niczym nie przypominają kobiety martwiącej się o swoje dziecko. Rozmowy dwóch kobiet dotyczą tematów takich jak sąsiedzi czy historie wspólnych znajomych. Są to błahe opowieści, w których brakuje jakiegokolwiek uczucia. Coś w stylu zwyczajnych plotek. Ale w tym wszystkim kryje się coś więcej. Głównej bohaterce brakuje słów z ust matki jak: „Kocham Cię”. Brakuje czułości. Lucy przez życie czuła się samotna, więc dlatego została pisarką. Sama powiedziała, że książki to doskonały lek na samotność. Jako młoda osoba doznała przemocy ze strony rodziców, pogardy od koleżanek. Dlatego przyjazd matki jest dla niej tak szalenie ważny. Bohaterka czeka, kiedy matka, z którą w zasadzie nie miała kontaktu, zapyta o jej pracę, o wnuki czy inne sprawy związane z własną córką. Jednak w tym wszystkim Lucy widzi jakiś sens. Wreszcie ma obok siebie matkę, rozmawiają co prawda o mało istotnych sprawach, ale ta matka jest i siedzi przy szpitalnym łóżku. To krok do poprawienia relacji. Mimo że zadaje matce pytanie: „Kochasz mnie?” i nie odzyskuje na nie odpowiedzi, to jest szczęśliwa, że ma ją tuż obok.

 

 

PROSTA HISTORIA Z WAŻNYM PRZEKAZEM

Historia jest z pozoru zwykła. Krótkie scenki z życia Lucy oraz plotki o jej znajomych wspólnie z matką wydają się czymś błahym. To jest niesamowite w tej książce. Historia opowiedziana w prosty sposób, bez żadnych fajerwerk. Przedstawia prawdziwe życie i każdy czytelnik może utożsamić się z bohaterami. Każdy z nas w miejscu tytułu mógłby wstawić swoje imię i stworzyć własną historię. Elizabeth Strout tworzy opowieść prostą, prostą jak życie. Opowiada o rzeczach fundamentalnych (miłość, przebaczenie) w sposób przystępny i zrozumiały dla każdego odbiorcy tej historii. Czasem wystarczy zdać się na coś zwykłego, aby stworzyć coś niesamowitego.

 

 

PROSTA HISTORIA DLA KAŻDEGO

Komu można polecić tę pozycję? Na pewno wielbicielom kunsztu pisarki. Nie ma znaczenia płeć, wiek, status majątkowy czy inne przyziemne sprawy. „Mam na imię Lucy” ukazuje prawdy, które są ważne dla każdego człowieka, i które próbujemy n- jako ludzkość – odkrywać i pogłębiać. Bo kto z nas nie potrzebuje miłości, przebaczenia od tych najbliższych osób. Nasze życie bez rodziny byłoby marne – jak przekonuje autorka. Niezależnie od tego czy dobrze, czy źle wspominamy dzieciństwo. W najmniej oczekiwanym momencie przychodzą odpowiedzi na stawiane przez nas pytania. Dla bohaterki takim momentem jest pobyt w szpitalu, kiedy ma okazję znów spotkać się ze swoją matką. Matką, którą kocha mimo wszystko.